DAMIAN CELUCH W SŁOWIE SPORTOWYM: “TO JA ROZDAJĘ KARTY”

Próżno szukać snajpera tej klasy co Marcin Orłowski (30 bramek dla Górnika Wałbrzych w minionym sezonie) czy Krzysztof Drzazga (21 trafień dla KS Polkowice tylko w rundzie jesiennej poprzednich rozgrywek). A skoro nie strzelają napastnicy nie może dziwić fakt, że współliderem klasyfikacji strzelców jest defensywny pomocnik – Damian Celuch (na zdjęciu). 26-letni zawodnik latem zdecydował się po raz kolejny zmienić barwy klubowe. Po 3,5 latach spędzonych w Ślęzie Wrocław przeniósł się do Piasta Żmigród. I chociaż już we wrocławskim zespole nie schodził nigdy z określonego poziomu, to zmiana otoczenia dobrze mu zrobiła. Wychowanek Piasta Bolków ma za sobą najlepszą rundę w dotychczasowej przygodzie z futbolem. – Przede wszystkim udało mi się wywiązać ze swoich obowiązków środkowego defensywnego pomocnika. A przy okazji strzeliłem też kilka goli i pomogłem kolegom w zajęciu dobrej pozycji w tabeli na półmetku rozgrywek – mówi skromnie autor 9 trafień. Skromnie, bo aż tak skuteczny Celuch nie był jeszcze nigdy. – Aż tak bogatej w moje trafienia rundy rzeczywiście nie pamiętam. Trzeba jednak przyznać, że część z tych bramek padła po stałych fragmentach gry. Chociaż zdarzały się też gole po indywidualnych akcjach. Cieszę się z tego wyniku i jeśli tylko zostanę na wiosnę w Żmigrodzie, będę starał się go poprawić. W ostatnich miesiącach piłka wyjątkowo często szuka mnie w polu karnym – mówi sam zainteresowany.
Czyżbyś gdzieś się wybierał?
Damian CELUCH: – Raczej nie…
Jesteś związany z Piastem kontraktem?
– Nie, jestem właścicielem swojej karty zawodniczej od czasu, kiedy odszedłem z Chrobrego Głogów kilka lat temu. Mam kartę na ręku i teoretycznie w każdej chwili mogę odejść z Piasta.
Więc gdyby pojawiła się ciekawsza oferta nie miałbyś problemów z kolejną zmianą barw klubowych?
– Wszystko jest do rozpatrzenia. To ja rozdaję karty. Tym bardziej, że zmiany barw klubowych przychodzą Ci dosyć łatwo.
Nie przywiązujesz się do swoich drużyn?
– Nie do końca tak jest. Przecież cztery poprzednie sezony spędziłem w Ślęzie Wrocław u trenera Grzegorza Kowalskiego.
Piast Żmigród jest jednak Twoim ósmym klubem. A masz dopiero 26 lat…
– Chciałem kiedyś spróbować swoich sił w wyższej lidze, ale nie powiodło mi się. Dlatego muszę tułać się po tzw. niższych ligach.
Czy z biegiem lat Twoja pozycja na boisku jakoś się zmieniła?
– Nie zmieniła się. Ale dziś mam zdecydowanie więcej pewności siebie. Już w Ślęzie Wrocław utrzymywałem dość wysoki poziom, ale nie strzelałem zbyt wielu bramek. Nie należało to jednak, i dalej nie należy, do moich obowiązków. Dobrze zrobiła mi jednak zmiana otoczenia. Mam też duże wsparcie od trenera Grzegorza Podstawka w tym, co robię. Trener wykorzystał moje dobre strony i dał mi komfort podejmowania odważniejszych decyzji na boisku. To zaowocowało chociażby bramkami po strzałach z dystansu. Grając w Piaście, mogę wykazać się większą kreatywnością na boisku. Przeprowadzka do Żmigrodu była bardzo dobrą decyzją.
Dlaczego w ogóle opuściłeś Ślęzę Wrocław?
– Nie byłem wyjątkiem. Odeszła większość doświadczonych zawodników, a w ich miejsce przyszła młodzież. Ślęza została przebudowana i zrozumiałem, że przyda mi się zmiana otoczenia. Chociaż trener Kowalski wiązał ze mną przyszłość i namawiał mnie, bym został.
Jak już wspomniałeś, nie tylko Ty opuściłeś latem Ślęzę. Twoi koledzy Grzegorz Rajter, Jacek Mądrzejewski i Adrian Bergier wybrali grę w A klasie. Nie kusiło Cię, by pójść razem z nimi?
– Przynajmniej jeszcze przez kilka lat nie biorę takiego posunięcia pod uwagę. Dopóki jeszcze mogę grać na obecnym poziomie nie chcę schodzić poniżej III ligi. A może uda mi się spróbować jeszcze swoich sił w wyższej lidze.
Piast może być trampoliną, z której wybijesz się do ligi zawodowej?
– Oceniam sytuację realnie i nie myślę, że za chwilę będę grał w ekstraklasie. Ale jest II czy I liga i… gdyby zdarzyła się jakaś ciekawa oferta, byłbym zadowolony. Chciałbym poczuć się doceniony na te ostatnie lata kariery. Mam za sobą jedną z lepszych rund w życiu.
Więc jeśli nie teraz, to kiedy?
– Jeśli po takiej rundzie nikt się do mnie nie zgłosi, to już chyba, nigdy nikt nie zgłosi.
Wiosną 2012 roku próbowałeś swoich sił w Chrobrym Głogów. Dlaczego Ci się tam nie powiodło?
– To był pierwszy sezon Chrobrego w II lidze. Trener Ireneusz Mamrot chyba nie wiązał ze mną większych nadziei. Potrzebował wtedy doświadczonych zawodników, a ja byłem jeszcze młodzieżowcem. Nie przebiłem się do składu, a grzanie ławy mnie nie interesowało. Dość szybko podjąłem więc decyzję, że wracam do Wrocławia i dokończę studia, które rozpocząłem przed wyjazdem do Głogowa.
Inne kluby z wyższych lig nie interesowały się Tobą?
– Jeszcze przed rozpoczęciem przygody z piłką seniorską jeździłem na testy po zespołach Młodej Ekstraklasy. Byłem m.in. w Śląsku Wrocław, ale bez powodzenia. Niewiele później trafiłem do Motobi Kąty Wrocławskie i zacząłem grać w III lidze w zespole prowadzonym wówczas przez trenera Mirosława Drączkowskiego.
Szlify juniorskie zdobywałeś jednak w klubie z przeszłością na zapleczu ekstraklasy, Polarze Wrocław. Nie załapałeś się jednak na złote lata klubu z Zakrzowa…
– Kiedy grałem w juniorach Polaru, jego seniorzy rywalizowali już tylko w A klasie. Zagrałem z nimi nawet kilka razy. Trzeba było utrzymać tę A klasę (śmiech). Jednak jeszcze w trakcie sezonu i udanych występach w Lidze Dolnośląskiej Juniorów z zespołu prowadzonego przez świętej pamięci trenera Ryszarda Urbanka trafiłem prosto do wspomnianego Motobi.
Wróćmy do teraźniejszości. Miniona runda była udana nie tylko dla Ciebie, ale też dla całej drużyny Piasta Żmigród. Ósme miejsce na półmetku to wynik, który Was satysfakcjonuje?
– Mogło być lepiej. Nastroje popsuła nam ostatnia kolejka i porażka aż 0:6 w Częstochowie. Gdyby nie ta porażka i pechowy remis tydzień wcześniej z Rekordem Bielsko-Biała w ostatniej minucie, moglibyśmy wskoczyć w okolice podium, nawet na trzecie miejsce. Niemniej, cieszymy się z tego, co udało się zrobić w ostatniej rundzie. Mamy młody skład i wszystko jeszcze przed nami.
Ton rozgrywkom nadają jednak zespoły z Górnego Śląska. Z czego to wynika?
– Rzeczywiście liga jest dużo mocniejsza od starej III ligi. A śląskie zespoły preferują specyficzny styl grania, bardziej siłowy od naszego. Tamtejsi zawodnicy nie kalkulują, często są lepiej zbudowani od zawodników z Dolnego Śląska. Tak więc w obecnej III lidze górą jest gra fizyczna.

Rozmawiał
Łukasz Haraźny

SONY DSC